
[…] Chlebem i solą,
myślą, mową i uczynkiem jesteś,
ziemio śląska, moja ukochana.*
Niczym kroplami deszczu na szybie,
łzami radości i rozpaczy znaczyłaś
ścieżki swojej – mojej historii
ziemio moja… […](T.P.)
Jakże trudno dziś odbudowywać coś, co nazywa się wzajemnym zrozumieniem.. Ileż trzeba wykrzesać z siebie siły woli by wybaczyć wszystkie krzywdy, które zostały wyrządzone mieszkańcom górnośląskiej ziemi.
Dziś kiedy wolno już odkrywać karty wspomnień zapisanych w pożółkłych, nadszarpniętych zębem czasu pamiętnikach rodzinnych kronik, a które do niedawna zalegały trudno dostępne zakamarki śląskich mieszkań – ogarnia nas przerażenie, i pytamy siebie samych. Za co tak bardzo nas nienawidzono… Niemcy niezwykle skrupulatnie weryfikowali listy rekrutów. Górnoślązaków kierowano w większości na front wschodni, bo stamtąd raczej się nie wracało, i był to pierwszy policzek, który nam wymierzono.
Z chwilą kiedy nadeszło w końcu ,,wyzwolenie” , dla Ślązaków gehenna dopiero miała się rozpocząć. Na początku, Germańcow, faszistow jak nazywano mieszkańców śląskich terenów zapędzano do grzebania zwłok poległych żołnierzy a także cywilów, kobiet i dzieci.
Czyżby zatem, miast radości wyzwolenia, kolejny policzek miała nam wymierzyć historia?
Jak wynika z notatek sporządzonych przez pana Piotra Sobla wnuka bohatera opowiadania, opublikowanych w książce (,,Pamiętajmy o… ludziach i cmentarzach aut. Edward J. Pyka Przyszowice 2007 str. 74 – 78).
Maksymilian Harazim od 13 lutego 1945 roku był jedną z osób które zostały zatrudnione do grzebania zwłok na terenie Przyszowic. 22 lutego wspomina pan Maksymilian na polu gdzie pracował pojawili się dziwni urzędnicy z biało czerwonymi opaskami na ramieniu. Ojciec otrzymał polecenie aby natychmiast udał się z nimi. Zaprowadzono go do budynku szkoły w Przyszowicach i zamknięto w piwnicy.
Jak się okazało w pomieszczeniu przebywali już jego znajomi; Jan Kopiec, Andrzej Szołdra, Rudolf Labusek, Wilhelm Sobota, Maksymilian Sobota, Józef Cipa, Szwamberger i Puda. (,,Pamiętajmy o… ludziach i cmentarzach” str. 75).
Późnym popołudniem zjawili się inni cywile, już bez opasek. Uwięzieni w piwnicy mężczyźni zostali przeszukani po czym odprowadzeni zostali do sąsiedniej wioski Gierałtowice. Tam ponownie zostali aresztowani tym razem w opuszczonym mieszkaniu – w dalszym ciągu nie mieli pojęcia co było przyczyną aresztowania i co ma wydarzyć się już niebawem. Grupa przetrzymywanych mężczyzn w Gierałtowicach liczyła 27 osób. Niepokój przerodził się w strach, jak się okazało był całkowicie uzasadniony.
Wieczorem pod eskortą sowieckich żołnierzy poprowadzono ich w kierunku miejscowości Wilcza a dalej do Stanicy koło Gliwic. Wpędzono ich do piwnicy jednego z budynków, i tam czekało ich kolejne 9 dni niepewności. W tym czasie traktowani byli bardzo źle, bito ich i poniżano właściwie bezustannie, dalej nie wiedzieli o co w tym wszystkim chodzi, tracili nadzieję. Mają nas za Niemców domyślali się, ale przecież nawet Niemców Ruscy traktowali lepiej niż ich, a więc?…
Dramat rodzin
Należy pamiętać o tym, że ludzie ci zabierani pod byle pozorem znikali a rodziny nie miały żadnego kontaktu z bliskimi. Nikt także nie uważał za stosowne powiadamiać bliskich, że ich mężowie czy synowie zostali internowani w głąb Związku Radzieckiego z wątpliwymi szansami na powrót. Trzeba tu podkreślić dramat, wręcz można się pokusić o słowo ,,hekatombę” tych rodzin, oczekujących na swoich mężów, braci czy synów. Ludzie ci wychodzili do pracy i znikali, wracali z Bożą pomocą po kilku latach z bagażem potwornych wspomnień które nie pozwalały nawet dzielić się z tą apokaliptyczną historią z bliskimi im osobami, a w założeniach ,,Górnośląskie Calamitas” miało dosięgnąć wszystkich mieszkańców tej ziemi.
9 dni w ciemnościach i wiele pytań bez odpowiedzi
Co z moimi bliskimi, czy wiedzą gdzie jestem, a może ich spotkał ten sam los, za co, po co na litość boską czemu?… Te i podobne pytania spędzały sen z powiek wszystkich zatrzymanych, których przetrzymywano 9 dni niczym a raczej gorzej aniżeli zwierzęta którym pozwala się na wyjście z chlewika – im nie było to dane. Już niebawem wszystko miało się wyjaśnić…
Noc z 2 na 3 marca; Krzyk, wrzaski. Do piwnicy wpadają ruscy żołnierze, wyprowadzają wszystkich na plac obok domu, formują szyk i pędzą zatrzymanych w kierunku gliwickiego więzienia. Tam kolejne 4 tygodnie pobytu, w dalszym ciągu nie wiedząc jakie popełnili przestępstwo, nie mogli się domyślać, iż wtedy wystarczyło być Ślązakiem i już było się osobą podejrzaną za co i o co nie wiedzieli pewnie nawet ci, którzy organizowali tego rodzaju i podobne łapanki…
Cele więzienne pustoszały. Wyprowadzano mężczyzn na plac więzienny, formowano kolumny marszowe i pędzono w kierunku Pyskowic, tam ładowano ludzi po 70 osób do wagonów bydlęcych (krowioków). Należy podkreślić, że ludzie ci żyli w ciągłym poczuciu niepewności o swój los, ciągle nie było wiadomo dokąd i po co jadą. Podróżowali tak trzy tygodnie, kiedy ktoś zmarł były szanse na krótki postój, wtedy można było dostać coś do zjedzenia. Czas na posiłek nie był normowany, kiedy komuś się przypomniało, pociąg stawał wrzucano kilka kromek chleba czasami jakąś bryję i karawan żałobny na szynach ruszał w dalszą podróż…
Z chwilą gdy pociąg przejechał most na Wołdze, wszystko było jasne ( som my we Rusyji). Nikt już nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że otrzymali bilet w jedną stronę, z tej ziemi się nie wraca, ciągle jednak trapiło wszystkich pytanie, za co, przecież miało być wyzwolenie, o co w tym wszystkim chodzi?…
Minął miesiąc zanim pociąg zatrzymał się w okolicy Aktiubińska w Kazachstanie. Maks wraz z towarzyszami z (krowioka) zostali wyprowadzeni w okolice fabryki Niklu. Transport odbierał sowiecki oficer o nazwisku które prawdopodobnie brzmiało Lorej lub Łorej. W tym czasie kierowano ludzi do poszczególnych podobozów. Maksa przydzielono do łagru 222. Obóz ten sąsiadował z cegielnią i tam nasz bohater ze swoimi kamratami został zatrudniony. Kierownikiem tego ,,zakładu pracy” był major Jegin a pomagali mu kapitan Szataszenko oraz sierżant Karawczeko lub Krawczenko. ,,Lagerfuhrerem wyznaczono sztygara z Zabrza, niejakiego Steinberga.( patrz publikacja ,,Pamiętajmy o… Ludziach i cmentarzach aut. Edward J. Pyka str.76).
Z końcem roku 1945 około 120 ludzi przeniesiono do prac w kopalni odległej od łagru 222 o około 30 km. Do tej kopalni na początku 1946 roku trafił także Maks Harazim. Niskie pokłady pozwalały jedynie na poruszanie się na kolanach, jedynymi narzędziami jakimi dysponowali był kilof i łopata. Jak wynika z notatki sporządzonej przez pana Sobla, w przodkach pracowali jedynie niewolnicy obozowi. Rosjanie pracowali przy pracach zabezpieczających, oni też pełnili funkcję strzałowych należy dodać, że zatrudnieni byli na stanowiskach dozoru niższego, należy więc przypuszczać, że uposażenie Rosjan wielokrotnie przewyższało zapłatę ludzi z obozu, przy czym należy również pamiętać iż w początkowej fazie funkcjonowania łagru, górnicy śląscy pracowali jedynie za marna strawę, dopiero w późniejszym czasie wspomina pan Sobel otrzymywali wypłaty w wysokości 90 rubli, po potrąceniu na leczenie i inne obozowe potrzeby wypłata starczyła jedynie na zakup kostki mydła…
Kolejna tułaczka
Pewna część internowanych z łagru 222 pod koniec roku 1948 została przetransportowana do łagru nr 3 w Karagandzie. W tej grupie znalazł się także bohater opowiadania. Harazim po przeprowadzeniu selekcji znalazł się w łagrze nr 12, a już wkrótce przeniesiony został do obozu oznaczonego numerem 19. Tam rozpoczął pracę w kopalni w oddziale szybowym. Po dwóch miesiącach został przeniesiony do łagru nr 15, tam pracowali także jeńcy z Wehrmachtu. W niedługim czasie dowódcą tego obozu został człowiek którego poznał Harazim na początku swojej tułaczki – był nim major Jegin.
Długo oczekiwana wiadomość
Nadzieja która dawno wygasła w sercach internowanych powróciła. W grudniu 1949 roku podczas jednej ze zbiórek obozowych odczytano listę zwolnionych z internowania. Jednym ze szczęśliwców okazał się Maksymilian Harazim, jego nazwisko także widniało na liście. Po apelu wyczytane osoby zostały załadowane do bydlęcych wagonów i rozpoczęła się podróż.
Po 30 dniach ci którym dane było przetrwać ujrzeli dworzec we Frankfurcie nad Odrą, dlaczego tam?… Kolejne z wielu pytań na które trudno było wtedy znaleźć odpowiedź… Tam żołdacy sowieccy przekazali internowane osoby cywilom. Z każdą z osób przeprowadzono rozmowę po której dano możliwość zdeklarowania się co robić dalej a więc czy wracać do domu lub jechać dalej na zachód. Harazim 5 lat nie widział swoich, nie wiedział nawet jakie losy spotkały jego rodzinę, tęsknił to oczywiste. Wiadomości które dochodziły do Maksa i jego kamratów nakazywały jednak daleko idąca ostrożność, ostrzegano ich, że terror i represje wobec Ślązaków a także żołnierzy gen Andersa i AK się nie skończyły, to nie do końca Polska, powtarzano wtedy. Nie wiadomo co jeszcze może się wydarzyć… Maks podejmuje trudną decyzję. Jedzie dalej – nie wraca. Z grupą osób zaopatrzony w robocze ubranie samochodem zostaje przewieziony do Friedlandu.
Kolejny długi czas życia w niepewności, co z rodziną?…
[…] Wracam, wracam po długiej rozłące –
Dłonie Twoje niecierpliwie, lgnące.
Wszystko – dawne, a niby na nowo –
Drogi oddech – znajomy ruch głową…
znów prowadzisz przez wszystkie pokoje.
Idziemy, idziemy we dwoje […](Bolesław Leśmian – fragment wiersza ,,Wracam, wracam po długiej rozłące”).
Po wielu próbach nawiązania kontaktu z bliskimi, nasz bohater, w końcu otrzymuje pierwszą wiadomość. Maks ,,dowiaduje się, że jest ojcem nie sześciorga a siedmiorga dzieci. Ostanie urodziło się już po jego wywózce”. Z wolna zaczęły się otwierać kanały umożliwiające kontakt z rodziną, pozwoliło to na wysyłanie zarobionych pieniędzy, paczek i wszelką pomoc której udzielał jak tylko mógł najlepiej. Minęło wiele lat a Maks tęsknił do bliskich. Dopiero w 1956 roku wrócił do Przyszowic. Natychmiast po powrocie zgłosił się do pracy w kopalni ,,Concordia”. Tam nie pracował długo, na skutek szykan zmuszony był do przeniesienia i podjął pracę w kopalni Makoszowy, tam dotrwał do emerytury.
Kończy się jedna z wielu opowieści o ludziach którzy skazani na tułaczkę wrócili i nie wiedząc nawet o tym, cierpieniem, tęsknotą i łzami pisali nowe karty historii tej ziemi. Dziś w obliczu zagrożenia jakim może być wybuch kolejnego globalnego konfliktu powinniśmy poznawać te historie po to by służyły jako przestroga… Po to byśmy mogli w porę stłumić zarzewie kolejnej tragedii, aby tak się stało powinniśmy budować wspólnie łańcuch zrozumienia dla dobra zachowania naszych wspólnych wartości… Wołanie o pamięć a także o zadośćuczynienie wyrządzonych krzywd które obydwa totalitarne systemy – faszyzm i komunizm wyrządziły ludziom… Do tego mamy prawo.
Warto na koniec wspomnieć o rodzinie państwa Soblów – dzięki której mógł powstać ten materiał a także publikacji książkowej autorstwa Edwarda J. Pyki ,,Pamiętajmy o… ludziach i cmentarzach”. Znajdziemy tam obszerny materiał związany z osobą Maksymiliana Harazima a także wielu mieszkańców Przyszowic, jak przystało na Ślązaków walczących na wielu frontach i w barwach wielu armii. Wielu z nich wracało w mundurach z naszywkami Poland i długo jeszcze przyszło im później żałować, że nie zostali na zachodzie. Niechciani, odrywani od swych korzeni, nie zapomnieli swej mowy, i tego co najważniejsze duchowych wartości, tułali się i wracali. Dziś żądają tylko szacunku i pamięci – Ślązacy – tacy jesteśmy…
Zbyt wielu doznaliśmy upokorzeń, by w czasach, kiedy to nastał spokój odrodzić się mógł jeden z totalitarnych systemów. Dość mamy doświadczeń, dość upokorzeń, i ciągłego deklarowania kim jesteś. Przez lata całe traktowano nas niczym jedną z kart w grze, zamykano nam usta, „łamano pióra”. Nic więc dziwnego, że tyle w nas nieufności, czas jednak wszystko to zmienić, i po prostu zacząć pisać i mówić prawdę i tylko prawdę.
Pamiętać, a zarazem wyrzucić z siebie precz nienawiść, to trudne, lecz aby móc nazwać siebie człowiekiem, tak właśnie należy postąpić – nie inaczej…
Źródło; Opracowano na podstawie wspomnień wnuka bohatera opowiadania a także na podstawie rękopisów sporządzonych przez Maksymiliana Harazima. Życiorys pana Maksymiliana został zamieszczony w książce autorstwa E.J. Pyki ,,Pamiętajmy o… ludziach i cmentarzach Przyszowice 2007). Dziękuję za współpracę.
Autor: Tadeusz Puchałka
Dodaj komentarz