Z chwilą kiedy to Armia Czerwona „wyzwalała” nasz kraj po swojemu, nadal ginęli ludzie, bo nie takiej „wolności” oczekiwali i nie o taką Polskę walczyli…
W szczególnie okrutny sposób traktowano wówczas nas Ślązaków, masowo na początku towarzysze z gwiazdą na czapkach a nieco później ci mianujący się być nowo powstającą władzą ludową szykanowali rdzennych mieszkańców tej ziemi, nie poprzestając tylko na spychaniu nas na margines ale przede wszystkim organizując masowe wywózki rdzennych mieszkańców Górnego Śląska na przysłowiowe „białe niedźwiedzie”, Kazachstan, Syberię, Ukrainę.
Rok 1945 to koniec władzy hitlerowców także na Śląsku, radość z tego powodu trwała jednak bardzo krótko. „Wyzwoliciele” sowieccy szybko sprowadzili mieszkańców Górnego Śląska na ziemię, i już niebawem wielu z żalem wspominało wycofanie się niemieckiego okupanta. Bolesny i tragiczny w skutkach był początek rodzących się „nowych porządków”, z czasem represje wobec Ślązaków topniały lecz jeszcze w latach 70 tych karano dzieci śląskie w szkołach za posługiwanie się gwarą. Twierdzenie, że to Polska i Polacy winni byli tej sytuacji, jest oczywiście błędem, ponieważ w czasie kiedy wywożono Ślązaków na nieludzką ziemię, w lasach ginęli ci którzy pragnęli innej, wolnej Polski, o tym jednak się nie mówiło a raczej w zupełnie odbiegający od prawdy sposób tłumaczono walkę oddziałów AK na przykład.
Początki wkraczania wojsk sowieckich na tereny Górnego Śląska to masowe kradzieże, plądrowanie prywatnych domów, posiadłości dawnych właścicieli ziemskich, dewastacja zakładów pracy. Najgorzej sytuacja przedstawiała się na terenach w dawnej niemieckiej części Górnego Śląska, dochodziło tam na początku do gwałtów, a nawet egzekucji, rozstrzeliwań ludności cywilnej częstokroć bez podania wyraźnych powodów. […]„Około 30% zabudowy miast okręgu przemysłowego uległo w tym czasie destrukcji”[…].(wybrany fragment mat. Źródłowego Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku” 1945: Pod Czerwoną Gwiazdą).
Miasto Nysa nazywane słusznie, perłą Górnego Śląska, w tym czasie zostało doszczętnie spalone, trudno takowe zabiegi nazywać wyzwalaniem raczej była to zbrojna akcja odwetowa, w której dawano upust wszystkiemu z czym żołnierze sowieccy spotykali na swojej drodze podczas gdy to na początku tego światowego konfliktu, Niemcy stanowili siłę ofensywną. To wszystko prawda i trudno usprawiedliwiać w tym przypadku którąś ze stron, nie wolno jednakże zatajać okrutnej prawdy, naszym obowiązkiem jest pokazywanie w rzetelny sposób wszystkich faktów…
Znanych było wiele przypadków kiedy to Rosjanie dokonywali masowych grabieży mienia, znajdującego się w zakładach przemysłowych i fabrykach. Maszyny i urządzenia fabryczne nie były demontowane w sposób fachowy, wyrywane z fundamentów ciężkim sprzętem obrabiarki nadawały się tylko na złom. Wszystko to ładowano do wagonów i wywożono w znanym wszystkim kierunku, w ślad za tymi transportami wysyłano już niebawem transporty Ślązaków, by ci zdewastowany uprzednio sprzęt montowali w halach fabrycznych na terenie Związku Radzieckiego.
Każdy konflikt zbrojny to nic innego jak eskalacja przemocy, a podbite narody stają się niewolnikami w rękach tych którzy mianują się być zwycięzcami. Tak było i tym razem, Należy pamiętać, że stroną która rozpoczęła karuzelę przemocy była strona niemiecka, (w ulotce zatytułowanej”DECYDENCI Narodziny Archipelagu Obozowego GUPWI NKWD” Centrum dokumentacji Deportacji Radzionków) czytamy;[…]” z obwodu donieckiego ( czyli miejsca, gdzie w 1945 roku trafiło najwięcej deportowanych z Górnego Śląska) Niemcy wywieźli na roboty przymusowe 250 tys. osób, z całej Ukrainy Wschodniej zaś, ok. 1,5 miliona”[…] Strona przeciwna tylko czekała na nadarzający się moment, który odwróciłby sytuację, i tak też się stało, w obydwu sytuacjach ucierpieli oczywiście Ślązacy. Sowieccy „zdobywcy i wyzwoliciele” zakładali na początku, iż do pracy przymusowej zabranych na tereny Związku Radzieckiego zostanie przetransportowanych około 5 milionów obywateli III Rzeszy, tam przez 10 lat mieli za darmo odbudowywać zniszczone obszary ZSRS. Na całe szczęście planów tych na tak olbrzymią skalę nie udało się zrealizować.
Jak się okazuje to nie tylko Śląsk i Ślązacy stali się ofiarami sowieckiego terroru, na początku podobny los spotkał Rumunów, Węgrów, Jugosłowian, Bułgarów, Czechów. Internowaniu a więc zatrzymaniu bez podawania wyraźnego powodu i późniejszym odsyłaniu w transportach do pracy przymusowej podlegali mężczyźni w wieku od 17 – 45 lat, i kobiet od 18 – 30 lat. Mówi się, że objętych wywózką zostało około 100 000 tys. Ślązaków. W źródłach Centrum Deportacji Radzionków czytamy między innymi jakoby 97 tys osób zostało objętych internowaniem z których ok. 20 tys. wykorzystano do prac na miejscu, pozostałe 77 tys zostało wysłane na wschód jako tak zwanych internowanych zmobilizowanych.
Grupy i oddziały internowanych przeznaczonych do prac przymusowych na miejscu, zajmowały się głównie demontażem maszyn i urządzeń w zakładach pracy. W miejscowości Łabędy dzisiejszej dzielnicy Gliwic stworzono w tym czasie duży obóz przejściowy. W tym celu wysiedlono mieszkańców jednego z osiedli, teren otoczono potrójnym ogrodzeniem z drutu kolczastego.
Jak czytamy w źródłach patrz www.deportacje45.pl („ w marcu 1945 roku przebywało w tymże obozie ok. 4,5 tys. osób.. W tychże materiałach czytamy dalej, iż budowa obozu była doskonale przemyślana bowiem w jego sąsiedztwie znajdował się ważny węzeł kolejowy w Pyskowicach, ta duża stacja posiadała tor o szerokim rozstawie szyn, zgodny z normami torowisk w ZSRS.
Obozy o podobnym znaczeniu powstawały w Bytomiu a także na terenie byłego niemieckiego obozu Auschwitz – Birkenau, który to jako kombinat śmierci i ludzkiego cierpienia w roku 1945 działał nadal, zmienił tylko swoją nazwę i gospodarza. W Świętochłowicach Zgodzie – obozie którego komendantem był od lutego 1945 do dnia 16 listopada tego roku Salomon Morel ( ur. 1919 Garbów zm. 2007 Tel Awiw), życie straciło ok. 2000 osób. Ośrodki o podobnym znaczeniu powstawały w tym czasie w Jaworznie, w którym to obozie również Morel sprawował funkcję komendanta. Obozy tego typu istniały także w Zabrzu, Bytomiu i Gliwicach.
Czas „wyzwolenia 1945”, w pamięci Ślązaków pozostanie jako czas;
Przemocy, gwałtów, które były w tym czasie na porządku dziennym, kobiety bojąc się o swoje życie, aby stać się mniej atrakcyjnymi, smarowały twarze sadzą, ubrane w wyświechtane porwane ubrania przemykały z duszą na ramieniu ulicami w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Bywało, że dla własnego bezpieczeństwa kobiety zabierały ze sobą dziecko, mając nadzieję, że to pozwoli na bezpieczny powrót do domu. Często były to tylko złudne nadzieje, wszystko bowiem zależało od nastroju napotkanego patrolu radzieckich „stróżów prawa”.
Znana jest działalność tak zwanych przestępczych band „Szpitalników” w Gliwicach. Grupy te w szpitalnych uniformach z bronią w ręku snuły się ulicami miasta w poszukiwaniu łupów, wódki i kobiet. Szeroko opisuje te potworne wydarzenia dr. Bogusław Tracz – autor książki „Rok ostatni – rok pierwszy. Gliwice 1945”.
Warto przytoczyć kilka zeznań świadków tych i podobnych wydarzeń które miały miejsce w tym czasie.
Mieszkaniec Bojkowa pan Albert Ciupke tak wspomina tragiczne wydarzenia z 27 stycznia 1945 roku;
„Jeszcze rano poszliśmy do kościoła. Byłem ministrantem. Wiem, że moja siostra Emilia, bracia Peter i Johann rano byli na mszy. Tego dnia nie zapomnę do końca życia, wtedy zginęła dwójka mojego rodzeństwa. Rano, zanim wróciliśmy z mszy Rosjanie już u nas byli w domu. Wchodzili do domów i brali to co chcieli – najczęściej wódkę i kobiety. Widziałem jak u nas w domu bili i maltretowali ojca. W stodole zastrzelono mego brata, a moją siostrę ujęto przy próbie pójścia do babci i potem w stodole została zgwałcona i później zastrzelona… Przez dwa dni ukrywaliśmy się z ciotką, mamą i resztą ocalałej rodziny na strychu w stodole. Podpalono wszystkie domy. Spośród 120 lub więcej zamordowanych ludzi z Bojkowa znałem kilka osobiście. Wieś miała 500 domów i 5 tys. ludzi.[…] W jednym z domów było 16 osób – dzieci i starców. Wszystkich zapędzono do jednego pomieszczenia, zostali oblani benzyną i podpaleni”.
( Na podstawie zeznania którego udzielił pan Ciupke w ramach uzyskania pomocy prawnej na potrzeby prowadzącego przez IPN śledztwa). Więcej (wpolityce.pl / polityka / 149281 – tragedia – górnośląska – czyli – pamiętamy – styczeń – 1945 aut. Tomasz Szymborski).
W miejscowości Przyszowice miało miejsce w tym czasie wiele przerażających wydarzeń, a dowody na okrucieństwo z jakim się spotkali mieszkańcy tej miejscowości, z rąk sowieckich wyzwolicieli znajdują się na parafialnym cmentarzu.
Wielu mężczyzn wychodziło w pole i nigdy już nie wracało, po latach dopiero miało się okazać, że ten i ów, dokonał żywota w syberyjskiej ziemiance czy w zawale jednej z kopalń Donbasu. Nazwano ten okres w historii Śląska i słusznie „Tragedią Górnośląską”, jednakże mówienie o jednej tylko tragedii Ślązaków moim zdaniem nie jest właściwe, mieszkańcy tej ziemi bowiem, przeżywali wielokrotność tych i podobnie wyglądających tragicznych wydarzeń.
Ślązacy na początku wcielani w szeregi Wehrmachtu, często zrzucali mundury niemieckich żołnierzy i decydowali się na walkę w szeregach armii gen. Andersa. Wielu z nich szczęśliwie doczekało końca wojny, a kiedy zdecydowali się wrócić do ojczyzny o którą walczyli, przez funkcjonariuszy także z orłami na czapkach nazwani zostali bandytami. Bywało często tak, że już na trapie schodząc ze statku otrzymywali często pierwszego kopniaka, dla wielu był on ostatnim, bo już niebawem kończyli żywot w jednym z śledczych aresztów, dla reszty życie w PRL-ej Polsce było niekończącym się dramatem, z wielu powodów, jednym z nich było to, że najbardziej boli od swojego.
Wielu z nich nosiło w swoich ciałach metalowe frontowe pamiątki, jednak wszyscy zgodnie twierdzili, że to boli najmniej, natomiast kopniaka na schodkach prowadzących do jak się im zdawało wolnej Polski którego otrzymali przy schodzeniu na ląd ze statku, nie zapomina się do końca i to boli najbardziej.
Bywają i takie życiorysy rdzennych mieszkańców Górnego Śląska;
[…]„Pamiętam ten dzień doskonale. 25 sierpnia wracam z pracy na „Rymerze”, a na progu,
jak zwykle wita mnie matka. Na stole czekało powołanie do wojska”[…]
(Wybrany fragment cytatu ze wspomnień Rudolfa Nawrata mieszkańca Pszowa)
Życiorys tego człowieka mógłby posłużyć jako scenariusz do nakręcenia niezłego filmu akcji. Osobą dzięki której mogłem opisać nieprawdopodobne przygody wojennej drogi Ślązaka z Pszowa, jest jego syn Kazimierz Nawrat lekarz, członek Rady Miasta. Nie sposób w tym materiale zamieścić wszystkie fakty z życia tego człowieka, opisane zostały przeze mnie w czterech częściach cyklu który zatytułowałem po prostu „Śląscy bohaterowie”. Uważam, że wspomnienie także w tym materiale o losach ludzi, dla których wojna była tragicznym czasem w którym konieczna była rozłąka z rodziną, a w przypadku Rudolfa Nawrata ciągłe zagrożenie życia, walka także ze swoją słabością i ludzkim strachem.
Człowiek ten na początku jako żołnierz w siłach zbrojnych II Rzeczpospolitej, a później jako Hans Szreder, Hubert Smolka, Pierr Dubois, Kazimierz Krukowski, jako żołnierz podziemia, walczył na terenie wielu krajów, prowadził akcje sabotażowe, na koniec brał udział w szczęśliwie zakończonej ewakuacji rodziny Bora – Komorowskiego. Człowiek ten więziony był w obozie jenieckim Fallingsbostel, dalej był obóz Bergen – Belzen – tam z numerem 1320 został umieszczony w baraku 199. Dalej Gross – Born, na koniec Lubeka.
Rudolf Nawrat w czasie okupacji jako żołnierz podziemia przebywał na terenie Austrii, Czech, Francji, Belgii, w Polsce brał udział w Powstaniu Warszawskim, jako żołnierz AK batalionu Kiliński (nr legitymacji 2592. Porucznik „Góral” ps Czesław. Otrzymuje przydział jako oficer łączności – dowódca plutonu w zgrupowaniu majora Bartkiewicza. Dokument wydano 19 sierpnia 1944 r.) Nawrat przeżył całe to piekło wojny, jak wspominał dzięki temu, że urodzony był w czepku a raczej czapce niewidce.
Podczas rozmowy z Borem Komorowskim w Brukseli usłyszał od niego takie słowa kiedy to pochwalił się generałowi o swej decyzji powrotu do kraju „Niech się pan jeszcze nad tym zastanowi, tam wojna się nie skończyła a takich jak pan czekają wywózki na białe niedźwiedzie”. Te prorocze słowa generała niestety miały swoje głębokie uzasadnienie, ponieważ w tym czasie rozpoczęły się na Śląsku masowe wywózki ludności na wschód.
Nawrat nie posłuchał rad generała, wiedziony tęsknotą za bliskimi i powrotem do jak uparcie twierdził, wolnej także przez niego wywalczonej Polski, opuścił Belgię i skierował się na wschód by wrócić niczym zbłąkany ptak, do gniazda skąd pochodzą jego korzenie. Ta decyzja sprawiła, że jak większości Ślązaków, i jemu przypadło w udziale przeżycie kolejnego piekła w postaci przesłuchań i psychicznych tortur.
Znany ze swojego silnego charakteru, nie pozwolił się złamać. Kiedy już po którymś z kolej przesłuchaniu usłyszał z ust przesłuchującego go oficera słowa; „Tacy jak wy już siedzą, a ci co nie siedzą, będą siedzieli” pewny był, że to koniec i przygotowywał się na najgorsze. Po tych słowach Nawrat zrozumiał, że rady których mu udzielał generał, nie były przesadzone. Kiedy to na 6 tygodni wylądował w więzieniu we Wronkach, po którymś z kolei morderczym przesłuchaniu usłyszał słowa, które graniczyły niemalże z cudem, a miały otworzyć dosłownie Nawratowi drzwi do wolności; „ Wracaj pan na swój za……..ny Śląsk, schowaj się pan w dziurze, w jednej z kopalń i nie wyłaź”. Z tej rady skorzystał Nawrat w 100%, i szczęśliwie doczekał zasłużonej emerytury górniczej w kopalni Anna.
Śląskie tragedie miały więc wiele twarzy, uważam, że należy pamiętać także o tych ludziach. Łączy te historie jeden mroczny fakt, zarówno o wywózkach Ślązaków na wschód jak i o śląskich żołnierzach AK przez długie lata nie wolno było mówić, o tych drugich wolno było lecz tylko źle, o tych pierwszych historia milczała przez długie lata jak zaklęta…
Oto kolejny przykład dramatycznych losów wielu Ślązaków – to także historia o której należy pamiętać i przypominać, a wszystko to, nie po to by wzniecać niepokoje, czy kolejne zadrażnienia, ale po to, by z szacunkiem odnieść się do minionej historii a także ostrzegać i przestrzegać przed tymi i podobnymi ludzkimi tragediami, które są pokłosiem każdego konfliktu zbrojnego.
Mając na uwadze tylko wiek XIX, XX, na początku przecież, były obozy koncentracyjne w których ginęli także Ślązacy, bowiem jak pamiętamy, zanim Niemcy wkroczyli w roku 1939 do Polski wielu Ślązaków naraziło się faszystom o wiele wcześniej, będąc na czarnych listach jako pierwsi zostali wysyłani do obozów, a w najlepszym przypadku wysyłani byli na front wschodni, skąd wielu miało nigdy nie wrócić do swoich rodzin. Nie był to dla większości mieszkańców tej ziemi szczęśliwy okres, a więc była to pierwsza górnośląska tragedia.
Wiele miejsc pamięci takich jak Domy Powstańca, czy chociażby lokalne izby tradycji czy pamięci, są jedną z możliwości poznania historycznych zawirowań na śląskiej ziemi. Spieszmy się, by je odwiedzać, bo wiele z nich zmieniło swój charakter, stając się z placówek muzealnych, obiektami rozrywkowymi. Do niedawna mieliśmy wrażenie jakoby świadomie starano się wymazać z pamięci pewne fakty historyczne dla wielu niewygodne z różnych powodów. Te i podobne zabiegi, tylko rozpalają w społeczeństwie napięcia i powodują kolejne podziały. Niejako jaskółką przynoszącą dobrą nowinę jest powstałe niedawno w Radzionkowie – Centrum Deportacji Górnoślązaków pokazujące ogrom krzywd które wyrządzono Ślązakom, podczas tej można powiedzieć drugiej „Tragedii Górnośląskiej”.
Sprawa tych tragicznych wydarzeń, nie została zamknięta, odkrywanych jest ciągle mnóstwo nowych faktów, wielu odwiedzających to muzeum zostawia tam część swoich prywatnych zbiorów, tam też w powstałej bazie można próbować odszukać swoich bliskich, nazwiska które nie są znane, są rejestrowane i stają się źródłem kolejnych poszukiwań.
Istnieje także możliwość uczestniczenia w nagraniu swoich wspomnień z tamtego okresu, to daje możliwość stworzenia bogatego materiału wspomnieniowego, osób i rodzin których dotknęła ta tragedia. Należy pamiętać o tym, iż potrzeba było kilkudziesięciu lat, i wolnej Polski, aby wolno nam było otworzyć usta, aby głośno wykrzyczeć ból, przez lata tłumiony antypolską i anty śląską propagandą.
Czy wert spominać i roztrzonsać stare dramatyczne historie, skoro dość momy dzisiejszy łostudy… To skuli tego właśnie, trza ło tych sprawach spominać, i choćby tyż skuli tego coby wiedzieć jak tych strasznych historii uniknąć, i coby ta zło historia zaś nie zatoczyła koła. Wert spomnieć ło tych z Wehrmachtu, i tych spod Lenino. Ło ruski dochtorce co wyretowała niymieckigo wojoka i ło niymieckim wojoku co to modego ślonskigo wojoka Grzegorzka wyretowoł łod śmierci, choć Tyn – mondur nosioł blank inkszy maści. Wszysko to som ludzke losy, człowieka losy – krew zaś jednako mo farba, i rany bolom tak samo…
Materiały zdjęciowe zamieszczone w tym materiale, na pozór tworzą zbiór odmiennych historii nie mających ze sobą nic, lub niewiele wspólnego. Mają one jednakże ukazać niewielką część tych tematów, które przez lata były z różnych powodów przemilczane, i to o tych i wielu innych tematach należy dziś wspominać, mówić i pisać…
Tadeusz Puchałka.
Dodaj komentarz