Początek drogi tułacza zaczyna się wtedy, gdy poczuje się, nikomu niepotrzebny. Najdłuższa droga jest przypisana temu, kto szuka bliskiej swojemu sercu osoby na oceanie nienawiści i ludzkiej wzgardy.
(T.P.)
,,Powojenna tułaczka – którą to można by było bez wątpienia nazwać kolejną Górnośląską Tragedią…
Przyszedł ktoś kiedyś i stanął pod progiem,
Lecz odrzeczono mu słowem i gestem;
,,Ruszajże z Bogiem!…”
*
Więc dalej ruszył po takiej nauce,
Westchnąwszy w sobie;
,,Zaprawdę, nie wiem, co teraz już zrobię,
Tu zaś nie wrócę…”
Z pamiętnika Hanny Wala.
Część V.
Ciotka Hania, po wojnie wyruszyła z chłopakami na ziemie odzyskane, rozpoczęła się powojenna tułaczka ludzi związanych podczas wojny z podziemiem. Chłopcy jako partyzanci AK, uciekali przed represjami ze strony rodzącej się władzy ludowej. Zaszczuci przez ciągłe sygnały o ich inwigilacji, myśleli o ucieczce z kraju. Na ziemiach zachodnich poznali dziewczyny, i w niedługim czasie obaj zmienili stan cywilny. Wybranki ich serc deklarowały się jako Polki. Czasy były bardzo trudne ciągły strach powodował, że nie przestali myśleć o emigracji, nie chcieli jednak zostawić mamy samej bez żadnego wsparcia.
Niechciana miłość…
Nikt nigdy nie powinien decydować o czyimś losie. Nie do pomyślenia jest, aby o losie matki decydować mogły dzieci, tak jednak stało się w rodzinie Pająków. Chłopcy poszukali mamie chłopa, tym samym jak się wydaje mieli uspokoić własne sumienie, los bywa jednak okrutny… Mąż ciotki nazywał się Łopatka. Po ślubie wrócili oboje do Słomni, chłopcy nie zwlekając uciekli na zachód. A dalej jak wielu rodaków w tym czasie powędrowali na Antypody. Australia okazała się być dla Polaków w tym czasie drugą ojczyzną. Nie wiedzieć czemu Albin po jakimś czasie wrócił z rodziną do Niemiec, widać targała nim tęsknota bo w niedługim czasie wrócił do mamy, niestety sam, ponieważ żona deklarowała się jako Niemka.
Mama miała ciężko z tym Łopatką…
Przy lampce karbidowej, lub świeczce z choinki
Jakże słodko jest wkuwać wiedzę zakazaną,
Jak smakuje kartofel z przymarzniętej rynki,
Jak inaczej się wstaje w ciemne, zimne rano.
Wiersze czasu wojny i okupacji; Fragment z wiersza ,,Najmłodsi” Jan Janiczek.
Zły los nie opuszczał biednej mamy, ciężko miała z tym Łopatką. Był to człowiek nie solidny, nie ambitny i niewierzący. Po jego śmierci, ciotka wybrała się na Śląsk, na grób męża Pawła, było to na ,,Wszystkich Świętych”. Mogło to być w 1958 roku. Ciotka była przystojną, dystyngowaną kobietą. Jak pamiętam, był to jej ostatni pobyt u nas. Wujek Alojz utrzymywał kontakt z Albinem jak ciotka już nie żyła. Albin przyjechał na pogrzeb ciotki Agnieszki, pamiętam było to w lutym 1973roku. Był wyuczonym architektem miał dobry zawód a mimo to wyglądał na człowieka zrezygnowanego z życia. Cierpiał, żył jak pustelnik. Tęsknił za rodziną a nie mógł się zadeklarować jako obywatel niemiecki. Tu widział wszystkie rodziny razem, z tego smutku od pogrzebu już ani razu nie napisał wujkowi Alojzowi, i nic dalej o nim nie wiemy.
Wujek Janek ożenił się z Młynażową Brońcią z Brzeźców spod kościoła. Mieszkali w Rybniku. Mieli 4 dzieci, Marysię, Irenę, Anię i Staśka. Wujek był urzędnikiem i pracował w rybnickim Starostwie. Nadeszły ciężkie czasy wybuchła druga wojna światowe. Wtedy to , spakowali wujkowi ważne dokumenty urzędowe i kazali uciekać jak najdalej frontu.
Dotarł do rumuńskiej granicy, tak uciekał przed tym Hitlerem, aż zatrzymał się w Afryce. Nie znamy jego losów w tym czasie, wiemy tylko, że po jakimś czasie dostał się do armii Andersa, otrzymał nominację na oficera młodszego czyli porucznika. Biedna ciotka Brońcia, została z dzieckami sama i nic jej po oficerskich szlifach męża, kiedy dodatkowo była z tego powodu represjonowana. Najstarsza córka Marysia miała 17 lat i została jedyną żywicielką rodziny. Jako Polka nosiła na rękawie opaskę z literą ,,P”. z tego powodu otrzymywała w pracy 50% wynagrodzenia, i jak tu wyżywić za to rodzinę.
Młodsze dzieci Irka i Stasiek brały dziecięcy wózek i pieszo z Rybnika maszerowali do Brzeźców po żebraniu. Po drodze wstępowali do Lazora, do nas i na „dolinę” do ciotki Marysi. Bardzo to były ciężkie czasy, podczas wojny wszystko było na kartki. Polacy kartek nie mieli, więc dzieci chodziły boso, rzadko coś dostali, kawałek słoniny, kromkę chleba, czasami parę ziemniaków. Do szkoły nie chodzili bo polskiej szkoły nie było a do niemieckiej Polakom nie wolno było chodzić. Pewnego razu Marysia przyjechała do Brzeźców, tam podczas wojny nie było młodzieży, bo albo byli na landówie, albo na robotach w Niemczech. Z tego też powodu od razu wpadła w oko żandarmom i od razu kazano jej się legitymować, musiała mieć jakieś lewe ale dobre papiery, skoro uwierzyli, że jest z Berlina a pomogła w tym perfekcyjna znajomość języka niemieckiego, udało jej się i wróciła szczęśliwie do rodziny. Tak mijał czas wojny a co za tym idzie gehenna śląskiej kobiety. Często było tak, że mąż walczył w nie swojej wojnie w niechcianym mundurze, a one jak nasza ciotka, same z dziećmi o głodzie i chłodzie, bieda, strach, terror i represje. Bóg dał że nadszedł upragniony koniec wojennej pożogi, ale o tym w kolejnym odcinku. Cdn. Odcinek VI ,,Wojna się skończyła a wujek wciąż nie wracał”.
Tadeusz Puchałka
Dodaj komentarz