Pierwszy poświąteczny poranek przywitał nas słoneczną pogodą, a pięć kresek powyżej zera skłaniał nas ku opinii, że także ciepłą pogodą nas grudzień w tym roku uraczył.
Brak trochę śniegu i szczypiącego w uszy mrozu, cóż pewnie i to należy włożyć dziś pomiędzy karty kronik i wspomnień z lat dzieciństwa. Piękna pogoda skłaniała do wyjścia z domu i odwiedzania bliskich a po drodze zgodnie z tradycją złożenia wizyty w kościele by przy Betlyjce wraz z rodziną pomodlić się raz jeszcze o zdrowie bliskich, i spokój dla Ojczyzny także tej naszej małej śląskiej. Odrobina ruchu, który sobie zafundowaliśmy pozwoliła spalić choć część zbędnych kalorii, i z pewnością czas tak spędzony, był o wiele bardziej zdrowszy dla naszego organizmu aniżeli marnowanie czasu przed telewizorem, oglądając seriale i filmy których treść znamy na pamięć.
Czas Świąt Bożego Narodzenia, to także odpowiednia pora na dobrą książkę, czy chociażby wartościową prasę, o którą podobnie jak z programem telewizyjnym coraz trudniej. Mimochodem, trochę z przypadku a trochę jakby na przekór samemu sobie postanowiłem dokończyć lekturę „Misyjnych dróg” które odłożyłem z braku czasu w okresie gorączki przedświątecznych przygotowań. Po przeczytaniu kilku zdań, lektura wciągnęła mnie na amen, i zupełnie oderwała mnie od groteskowej rzeczywistości, której nadmiar odczuwamy nawet tu na Górnym Śląsku ostatnimi czasy. Jakże wzruszyłem się czytając artykuł mówiący o pracy misjonarzy w Boliwii, i jak się okazało nie trzeba nam dzieł Ligonia czy Miarki by zbliżyć się do naszej Ślaskiej tradycji, bowiem okazuje się, że to co u nas dawno niestety przeminęło, tam w Boliwii ciągle jest normą ludzkiego postępowania. Pamiętamy przecież, kiedy to jeszcze być może 40 lat temu, zwyczajnie pomagaliśmy staruszkom na ulicy w dźwiganiu torby z zakupami, a ustępowanie ludziom starszym w środkach transportu było czymś normalnym. Dziś pewnie gdybyśmy staruszkowi zaproponowali pomoc w niesieniu reklamówki, Ten z nieskrywanym przerażeniem wszczął by alarm będąc przekonanym, że ma do czynienia ze złodziejem. Co do ustępowania osobom starszym to z pewnością tę czynność możemy u nas włożyć pomiędzy karty historii naszej pięknej śląskiej kultury, której podstawą był szacunek dla osób starszych. Kiedy to niedawno, zwróciłem uwagę dziewczynie, że mogłaby ustąpić staruszce miejsca, otrzymałem taki stek wyzwisk, że zarówno ja, jak wspomniana staruszka poczuliśmy się „raczej średnio”. Pozwolę sobie przytoczyć tylko jedno, to najdelikatniejsze określenie mojej osoby, którym zostałem poczęstowany przez ową młodą entuzjastkę muzyki, którą notabene ośmieliłem się obrazić, przerywając przesłuchanie kolejnego utworu listy przebojów;
„Ty stary ramolu, sam powinieneś już leżeć w trumnie, dawno powinno się poddać twoją nędzną postać eutanazji”, itd.
(Po raz kolejny poczułem się średnio, chciałem się wytłumaczyć młodej osobie, że to nie moja wina, że jeszcze żyję, lecz ta nie dała mi dojść do słowa, wspominając coś o ciemnogrodach, moherach i takich tam, których to określeń z szacunku dla Państwa nie powtórzę)….
W Boliwii pomoc przy przechodzeniu przez ulicę, dźwiganie toreb z zakupami, czy ustępowanie miejsca to ciągle norma. Starsi ludzie to także podobnie jak dawniej u nas, tak zwane „chodzące encyklopedie” bo do nich chodzi się tam po radę, ich słowo ciągle ma ogromne znaczenie w podejmowaniu decyzji, choć i tam czytamy w dalszej części artykułu następują niestety niezbyt dobre zmiany, głównie z powodu ucieczki młodych za pracą do Stanów Zjednoczonych a nawet do Europy. Dziadkom oddaje się w opiekę dzieciaki, a młodzi jeżeli w ogóle wracają, to wracają odmienieni, już nie tacy sami… Czy aby nie dzieję się u nas podobnie? Czy i my kiedy przyjdzie nam spotkać się w końcu ze swoimi dorosłymi dziećmi z przykrością często stwierdzamy, że to nie ten sam syn, nie ta sama córka…
Podobnie jak u nas i tam w Boliwii społeczeństwo starzeje się, lecz ciągle jeszcze starszych się szanuje i nie spycha się ich na margines życia.
Podobnie sytuacja kształtuje się na Madagaskarze.
„Tam gdzie jest rozwinięte chrześcijaństwo – mówi Krzysztof Królik misjonarz, jest i szacunek dla osób starszych. To nie kwestia regionu czy kultury dodaje. Poważanie seniorów wynika z Dekalogu”.
Czwarte przykazanie, o którym prawie nikt już u nas nie pamięta Malgasze traktują ciągle bardzo poważnie. Nie tylko ojciec i matka mają tam swoją decydującą pozycję, ale podobnie jak onegdaj na Górnym Śląsku osoby starsze, ciągle są tam traktowane wyjątkowo. Obowiązuje tam powiedzenie „Senior ma zawsze rację”, chciałoby się powiedzieć coś po naszemu „Stary godo młody sucho”, niestety prawda ta zupełnie dziś odeszła w zapomnienie, a raczej jest odwrotnie, zaś żałosne tego efekty widoczne są na co dzień nader boleśnie i wyraźnie. Są zwyczaje w Malgaskiej kulturze, które z pewnością nie są do zaakceptowania przez nas, jednym z nich jest święto „sambatra”, podczas którego młodzi chłopcy wstępują w środowisko męskie poprzez obrzezanie. Warto jednak na koniec przytoczyć wspomnienia misjonarza który potwierdza znaczenie starszyzny plemiennej na tej dużej wyspie.
Ksiądz nie mógł sobie poradzić z przekonaniem miejscowej wspólnoty, co do konieczności wybudowania kaplicy, gdzie można by było w buszu odprawiać nabożeństwa i modlić się… Zwrócił się o to z prośbą do miejscowej starszyzny, zapraszając Radę Starszych na misję.
”Ojcze to Ty jesteś nasz Ray-aman-d’Reny* i z robimy wszystko, żeby nasz kościół rozwijał się jak należy”.
Już niebawem w buszu stanęła kaplica, dzięki jednemu słowu miejscowej „Starszyzny”.
Szacunek dla osób starszych można sądzić nie wynikał tylko ze znajomości Dekalogu, bowiem starszyzna miała decydujący głos jeżeli chodzi o życie plemienne daleko zanim jeszcze dotarło na te ziemie chrześcijaństwo, z pewnością jednak „Dziesięcioro Przykazań”, a tak naprawdę czwarte jego przykazanie, bardzo mocno podkreśla status osoby starszej, zaś w kulturze i zwyczajach ludowych na Górnym Śląsku Starszyzna (Starzyki) podobnie jak w kulturze Malgaskiej odgrywała decydującą rolę w życiu każdej rodziny, przykładem tego może być chociażby kult św. Anny znanej u nas jako oma (starka Ana)…
Ray-aman-d’Reny*; Prezydent miasta, osoba rządząca, duchowna, ludzie którzy posiadają ludzką społeczną lub duchową władzę nad społeczeństwem.
Źródło: „MISYJNE DROGI” nr.6 ;186/rok 35. listopad-grudzień 2017 ISNN0209-1348 (STR. 26 – 32)
Autor: Tadeusz Puchałka
Dodaj komentarz